Gdingen. Kurhaus. No 24 160.

Wydawca: Dr. Trenkler Co. Wydana: Leipzig 1904 Numer: 24 160 Nadana w dniu: 29.05.1918

W miejscu, gdzie obecnie znajduje się centrum Skweru Kościuszki w 1904r. Towarzystwo Kąpielowe “Weichsel” z Gdańska wybudowało Kurhaus, budynek z restauracją i łazienkami kąpielowymi. Wytyczona także została droga z dworca kolejowego do kąpieliska, która otrzymała nazwę ulicy Kurhausallee. W rok później Towarzystwo upadło, pozostawiając po sobie piętrowy dom z muru pruskiego. W 1911 roku dzięki staraniom założonego przez mieszkańców kilka lat wcześniej Związku Upiększania Gdyni Kuhaus został ponownie otwarty. Tuż przed budynkiem znajdował się zagajnik (małpi gaj) z małą drewnianą altanką. Obok zagajnika znajdowała się willa Tusia. Po I wojnie Dom Kuracyjny został oddany w dzierżawę, a później w drodze postępowania wywłaszczeniowego Dom Kuracyjny przejęło miasto.
W 1934 Dom Kuracyjny został rozebrany.
Za: http://www.naszagdynia.com/skwer-kosciuszki
Kurhaus, zbudowany przez towarzystwo kąpielowe „Weichsel” za pono 60 tysięcy marek z pruskiego muru, wart najwyżej 6 tysięcy, czarną papą kryty, z dwiema werandami, po bankructwie „Weichsel” pozostał z oknami zabitymi deskami … Właśnie w roku 1911 otwarto go powtórnie, ale powtórnie bez najmniejszego powodzenia. Niemcy nie chcieli, Polacy nie wiedzieli o czymś podobnym.
Kiedy więc z rodziną zamieszkaliśmy, nie było tam literalnie nikogo; z końcem sierpnia już kilkunastu Niemców i Polaków. W sali restauracyjnej wisiały dwie lampy gazowo-naftowe; w ro­gu sali jeden zepsuty automat na czekoladę. w drugim rogu zepsu­ty automat na Ansichtskarty . Szef służby miał na imię Friedrich i klucze od łazienek damskich; w męskich były drzwi rozbite i wy­walone przez całe trzy lata. Dumą zakładu był pies Mohrchen, szczekający zajadle na gości, którzy jednak zacięli się i nie przychodzili. Do morza schodziło się z góry z kurhausowego ogrodu (10 kasztanów,· 10 akacyj) po schodach. Szteg, czyli molo czy jak tam to teraz się nazywa, był tu gdzie dzisiaj, tylko maluteńki, króciuteńki, wąziuteńki, chronicznie dziurawy, tak że dzie­ciarni bez starszych nie wolno nań było wchodzić. Zakończony był małą ławeczką, nad którą na żerdzi tkwiła latarka naftowa, zapalana uroczyście przez kelnera i łaziebnika Friedricha w asy­stencji Mohrchen o godzinie dziewiątej, a gaszona bez apelacji przed dziesiątą.
Za: Adolf Nowaczyński, „Odkrycie Gdyni” z książki „Słowa Słowa Słowa”